121. "Współlokatorzy" Beth O'Leary






TYTUŁ: "Współlokatorzy"
AUTOR: Beth O'Leary
TŁUMACZENIE: Robert Waliś
DATA PREMIERY: 15.05.2019
LICZBA STRON: 432
  WYDAWNICTWO: Albatros
 
 
 
 
 
 "Czuję ukłucie miłości. Może to tylko kolka, trudno ocenić na tym etapie związku, ale mimo wszystko."
 
 
 
 
Tiffy, po bolesnym rozstaniu z chłopakiem, usiłuje poukładać własne życie na nowo. Zmiany rozpoczyna od poszukiwań nowego lokum. Jednak istnieją pewne warunki: szybko i tanio!
Leon, młody mężczyzna pracujący w szpitalu, pilnie potrzebuje gotówki. Wpada więc na pomysł, by podnająć własne mieszkanie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby towarzyszyły temu tradycyjne warunki najmu :). Leon pracuje na nocne zmiany, przebywa w domu jedynie w ciągu dnia odsypiając. Szuka więc współlokatora do dzielenia łóżka, ale zgodnie z pewnymi "zasadami". Gdy Tiffy będzie w pracy, mieszkanie będzie należeć do Leona, natomiast noce i weekendy dziewczyna będzie miała dla siebie. Tak naprawdę nie będą mieli okazji się spotkać, taki układ tej dwójce odpowiada. Z czasem zaczynają pisać do siebie liściki, czy gotować dla siebie nawzajem. Z dnia na dzień stają się sobie coraz bardziej bliscy...
"Tiffy i Leon w jednym łóżku zasypiają...
... Tiffy i Leon w ogóle się nie znają!"



Ogromnie czekałam na tę książkę! Sam opis zainteresował mnie jak nigdy. Oceny recenzentów, które zaczęły się pojawiać spowodowały, że miałam ochotę rzucić wszystko i po prostu usiąść do Współlokatorów i czytać. I co się wydarzyło? Przez pierwsze jakieś sto pięćdziesiąt stron zastanawiałam się, czy aby na pewno czytam książkę, którą wszyscy tak zachwalają. Przyznaję rację, uśmiech nie schodził mi z twarzy już od pierwszych stron, ale... dobry humor zawarty w danej pozycji nie czyni jej wyjątkowej. W zasadzie to troszkę się nudziłam. Na szczęście, im dalej w las... tym lepiej, o wiele lepiej! Fabuła zdecydowanie się rozkręca, a bohaterowie wchodzą w końcu w jakąś interakcję. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie irytowała. Dialogi. A właściwie sposób ich zapisania, który sukcesywnie wybijał mnie z rytmu. Dialogi niczym wyjęte ze scenariusza sceny (Tiffy: ..... Leon: ...), no nie, zdecydowanie nie. Ale! Sami bohaterowie są świetni! Zarówno Tiffy jak i Leon, choć diametralnie od siebie różni, skradli moje serce. Ich wzajemna korespondencja sprawiła, że nie mogłam przestać się uśmiechać. Pomimo tego, że historia tej dwójki jest pełna humoru, to nie zabraknie tu również przejmujących, poważnych momentów, które budziły we mnie wiele emocji. Autorka wplata między wierszami wiele mądrych przemyśleń, które sprawiają, że ta książka nie jest romansem jakich wiele. Jeżeli macie ochotę na słodką, niebanalną komedię romantyczną to ta książka będzie dla Was idealna! Mnie może nie zachwyciła w stu procentach (być może za dużo oczekiwałam?), jednak uważam, że to dobry debiut, wart przeczytania. 





"(...) nie da się nikogo uratować na siłę - ludzie muszą to zrobić sami. My możemy najwyżej im pomóc, gdy będą gotowi."
 
 
 
 
 
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Moja ocena: 4+/6
 
 
 
 
 
Znajdziesz mnie również na Instagramie:
 

Komentarze