146. "Mój Torin" K.Webster






TYTUŁ: "Mój Torin"
AUTOR: K.Webster
TŁUMACZENIE: Maciej Olbryś
DATA PREMIERY: 17.07.2019
LICZBA STRON: 270
WYDAWNICTWO: NieZwykłe
 
 
 
 
"Dwaj książęta. Jeden zamek. 
Umarłam i wylądowałam w niebie dla księżniczek.
Gdzieś jednak musi kryć się zły bohater. Po prostu jeszcze go nie znalazłam."
 
 
 
 
 
Casey nie ma lekko już od chwili, w której przyszła na świat. Noworodek na głodzie narkotykowym... taki "start" zaserwowała córce własna matka. W Boże Narodzenie podrzuciła dziewczynkę do żłobka, gdzie odnajduje ją pewien diakon, który nie mając możliwości, by ją zatrzymać, oddaje ją do rodziny zastępczej. Mijają lata, a niemal dorosła już Casey spotyka na swojej drodze pewnego mężczyznę, który diametralnie odmieni jej życie. Dziewczyna nigdy nie była szczęśliwsza, żyje jak w bajce. Coraz częściej zdaje sobie jednak sprawę, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Musi być jakiś haczyk. I ma rację.
Opis przedstawiony na okładce książki tak naprawdę mówi niewiele. Intryguje potencjalnego czytelnika, więc i ja dałam się skusić. Postanowiłam nakreślić Wam sytuację nieco bardziej, żebyście wiedzieli choć trochę, czego możecie się spodziewać po tej powieści. Zarówno Casey jak i Torin cierpią na pewne zaburzenia zachowania. Nie chcę Wam pisać jakie, bo, moim zdaniem, jest to spory spoiler. W każdym razie cały czas się zastanawiam, dlaczego autorka nie skupiła się właśnie na tym, bo posiadając wiedzę na ten temat, można by stworzyć naprawdę ciekawą, wartościową lekturę. W moim odczuciu, wykonanie trochę po łebkach, a szkoda, bo zamysł na powieść był naprawdę dobry. Podobała mi się postać Torina, bo jako jedyny jest bardzo wyrazisty i intrygujący. Z niecierpliwością czekałam na rozdziały właśnie z nim w roli głównej i to właśnie one ratują całą książkę. Także dziękuję za rozdziały z perspektywy właśnie tej postaci. Zupełnie niepotrzebny był dla mnie motyw trójkąta miłosnego. Nie przepadam za nim, a już w tej książce to szczególnie. Dlaczego? Bo na tych niespełna trzystu stronach autorka chciała pokazać zbyt wiele. Wyeliminowałabym ten trójkąt, naprawdę. On burzy cały obraz powieści, a mogło być naprawdę dobrze. Po raz kolejny przekonuję się, że to, co budzi zachwyt wśród innych, niekoniecznie podoba się mnie. Nie mówię, że książka jest zła, bo bym skłamała. Jest przeciętna. Mogłaby być lepsza, gdyby autorka skupiła się na jednej konkretnej rzeczy, która jest istotna w odbiorze całej historii. Cóż... nie zachęcam i nie odradzam. Jeśli czujecie przyciąganie, śmiało sięgajcie po ten tytuł. Uważam, że warto jest wyrobić sobie własne zdanie o "Moim Torinie". Chętnie je poznam :).





"Tyler: Miłość nie jest czymś, nad czym mamy kontrolę. To ona kontroluje nas. Wypełnia nas i przenika każdą naszą cząsteczkę, aż jesteśmy w stanie żyć tylko nią i czuć ją przez każdą sekundę każdego dnia.
Ja: Brzmi jak choroba.
Tyler: Nie. Miłość to lek."
 
 
 
 
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.
 
 
 
 
 
 
 
 
Moja ocena: 3/6
 
 
 
 
Znajdziesz mnie również na Instagramie:
 
 

Komentarze